środa, 30 kwietnia 2014

Kamyczek Special: Trzy szybkie numerki... z Łukaszem Piworowiczem!

1. 
KAMYCZEK: Co Ci dawało rano siłę przed meczem i dlaczego właśnie haggis?
ŁUKASZ: Jedząc haggis czujesz pełne zjednoczenie z najgłębiej ukrytymi siłami natury wspartymi życiodajną owsianką. Bez tego nie da się żyć!

2.
KAMYCZEK: Którą z reprezentacji grających w Mistrzostwach Świata Dwójek Mikstowych najchętniej wyzwałbyś na pojedynek w planszówki i dlaczego?
ŁUKASZ: Szwedów (być może Mistrzów Świata), gdyż z pewnością są ludźmi jeszcze z "analogowego" świata. Gdyby planszówka była po angielsku, zwycięstwo murowane...

3. 
KAMYCZEK: Jedna rzecz, której brakuje Ci w Dumfries i jedna, którą zabrałbyś stąd ze sobą do Polski...?
ŁUKASZ: W Dumfries podczas turnieju brakowało mi dziennikarzy z Polski. Chętnie zabrałbym ze sobą do Polski 6 torów do curlingu i porozdzielał po jednym na wszystkie części kraju..


Gdyby babcia miała wąsy...

Ochłonęliśmy trochę po emocjach poniedziałkowych spotkań i... zaczęliśmy się zastanawiać co byłoby gdyby... Nie zastanawialiśmy się co byłoby gdybyśmy mogli się do turnieju przygotować... Zaczęliśmy jednak (a przynajmniej ja) przeklinać harmonogram za to, że dostaliśmy tą Australię na początku turnieju. Obserwowałem kolejne mecze zespołu z Antypodów i dalej twierdzę, że to był przeciwnik do ogrania. Nawet Rumuni byli bliscy ich pokonania (ostatni kamień niedoszczotkowany przez Rumunię dawał im dogrywkę - byłby nie do wybicia).

Gdybyśmy Australię dostali na koniec turnieju (najlepiej po meczu z Japonią), to byłby to na pewno mecz inny. Nauczyliśmy się lepiej czytać lód, który kręcił 4-6 stóp, lepiej nauczyliśmy się współpracy ze sobą, itd., itd. I teraz już zaczynam marzyć - załóżmy, że wygralibyśmy z Australią, to w meczu play-off czekała Hiszpania. Sensacyjnie grająca w tym turnieju para Irantzu Garcia i Sergio Vez, w grupie odprawiła z kwitkiem Amerykanów i Francuzów. Oczywiście fantazjuję, ale to był najłatwiejszy przeciwnik ze wszystkich w pierwszych meczach fazy play-off... Gdyby babcia miała wąsy... Fajnie, że te fantazje wcale nie były tak daleko...

A tymczasem turniej mknie dalej. System jest dość nietypowy więc dwa słowa o nim. Po fazie grupowej z każdej grupy awansowały po trzy drużyny. Zwycięzca każdej grupy od razu dostawał miejsce w ćwierćfinale, a zespoły z miejsc 2 i 3 walczyły ze sobą o pozostałe cztery miejsca w tej fazie turnieju. I w tych meczach Hiszpanie pokonali Australijczyków 8-7 (do przerwy 6-0, po przerwie 1-6... - nie był to najwyższy poziom), w bardzo zaciętych spotkaniach Węgrzy pokonali gospodarzy - Szkotów 7-5, a Czesi dali radę Chińczykom 6-5. Jednak największą sensacją był wynik meczu Kanada - Austria. Reprezentanci Klonowego Liścia, po porażce ze Szwecją w pierwszym spotkaniu, kolejne mecze wygrywali naprawdę pewnie i imponowali spokojem na lodzie. Powiedziałbym, że Wayne Tuck to wręcz postać na lodzie majestatyczna. Tymczasem Austriacy przesmykiwali się z meczu na mecz coraz wyżej i w spotkaniu z Kanadą walczyli do upadłego. Claudia Fischer grała przyzwoicie, Christian Roth świetnie i ostatecznie po siedmiu partiach był remis i przywilej ostatniego kamienia mieli Kanadyjczycy. Pani Tuck w swoim ostatnim zagraniu miała proste wybicie żółtego otwartego kamienia. Nawet gdyby zagrała za szeroko, to i tak ustawiło się podwójne wybicie na kamieniach austriaków i wszystko byłoby ok. Niestety dla niej i jej partnera Pani Tuck zagrała wybicie, wyrzucając kamień z ręki (tak jak grała takie wybicia przez cały turniej) i zagrała je duuuuużo za wąsko! Szczotkowanie nie pomogło, kamień wpadł w strażnika a Austriacy w szał radości... Posągowy Pan Tuck zwiesił tylko głowę, pogratulował przeciwnikom i niewzruszony pomaszerował do szatni... Było mi go trochę żal... Potem wieczorem dobrze się bawił, m.in. tańcząc ludowy szkocki taniec, więc okazał się całkiem fajnym człowiekiem...

Po meczach kwalifikacyjnych nadszedł czas na ćwierćfinały. Piękne spotkanie rozegrali Czesi ze Szwecją, ale polegli. Podobnie dzielni Austriacy nie dali rady wypoczętym Szwajcarom. Bardzo solidnie zaprezentowali się broniący tytułu Węgrzy, pokonując pewnie Norwegów. Jednak najwięcej emocji dostarczyli znowu Hiszpanie. W meczu z Rosją było wszystko - nietuzinkowe zagrania, emocje u zawodników, pyskówka o drobne przekroczenie przepisów, ogromna fala kibicowskiej sympatii po stronie słabszych (i bardziej lubianych...), a nawet dogrywka... Prawdziwe show na lodzie. Słowo o tych zagraniach. Hiszpanie i Rosjanie to dwie drużyny, które dwójki mikstowe grają trochę inaczej niż reszta. Stosują dużo mocnych zagraniach, podwójnych wybić, często grają promotion takeout przez kamień przed domem, ale to nie zawsze zdaje egzamin. Stąd emocji w meczu nie brakowało. Koniec końców Rosjanie stracili w końcówce wypracowaną przewagę i pomimo przywileju ostatniego kamienia zarówno w ósmym, jak i dziewiątym endzie, nie byli w stanie ograć Hiszpanów. Szał radości na trybunach. Po Rosjanach chyba nikt nie płakał. Dlaczego aż tak? Czy ostatnie wydarzenia geopolityczne miały na to wpływ, czy to może już się za curlerami z Rosji ciągnie taka a nie inna opinia? Trudno powiedzieć...

Półfinały: Szwecja - Węgry (powtórka zeszłorocznego finału, choć u Szwedów inna drużyna) i Szwajcaria - Hiszpania. Czy drużyna z Półwyspu Iberyjskiego jest w stanie sprawić kolejną sensację? Nie sądzę... Helweci grają po prostu zbyt dobrze. A w pierwszym półfinale stawiam na Węgrów - grali dziś wspaniale!


wtorek, 29 kwietnia 2014

W poniedziałek... Ja nie mogę.. Bo... Mam znowu lanie...

Przystępując do poniedziałkowych spotkań mieliśmy jeszcze cień szansy na awans do fazy play-off turnieju. Było to miłe uczucie, ale wiedzieliśmy, że to zadanie karkołomne. I mecz ze Szwajcarią rzeczywiście pozbawił nas złudzeń. Grali naprawdę dobrze. NAPRAWDĘ! To był już inny poziom. O ile Czesi mieli dobre momenty, ale coś tam jednak się mylili, o tyle u Helwetów poziom zagrań był wysoki i równy przez cały mecz. Z trudem ugraliśmy enda...

Koniec końców do ostatniego meczu przystępowaliśmy wiedząc, że walczymy o czwarte miejsce w grupie. Japonia przez cały turniej grała dobrze, ale nie potrafiła postawić kropki nad i pokonując któregoś z bezpośrednich rywali do awansu.

O ile we wcześniejszych, przegranych spotkaniach z Czechami i Szwajcarią, przygotowanie taktyczne drużyn odegrało kluczową rolę (w czytaniu lodu, dobieraniu linii przy zmianach siły, lekkich wybiciach, odpowiedniej rotacji kamienia, właściwego szczotkowania podczas gry, itd., itd.), o tyle w meczu z Japonią jednak strategia gry dała nam zwycięstwo.

Oczywiście graliśmy dobrze, najlepiej w całym turnieju, ale mieliśmy też przeciwnika rozpracowanego - wiedzieliśmy, że kluczem do zwycięstwa będzie zmuszenie Japończyków, a szczególnie fantastycznie grającą panią Sato, do zagrania jak największej liczby mocnych zagrań. I udało się! W statystykach odnotowano 5 wybić Japończyków wykonanych z 60% skutecznością, ale kilka lekkich wybić było wpisanych jako Raise. Ostatecznie przez cały mecz (poza pierwszą partią) mieliśmy inicjatywę, przeważaliśmy w drawach (!), graliśmy rozważnie i wygraliśmy całe spotkanie 8-5 mając jeszcze pół minuty zapasu czasowego... Wspaniałe zakończenie turnieju!


Życie jest niesprawiedliwe! Historia pewnej piątki...

Po wspaniałej sobocie, kiedy późnym wieczorem dotarliśmy do hotelu, po odniesieniu dwóch zwycięstw, w niedzielę chcieliśmy się wyspać, trochę odpocząć i spokojnie po wczesnym lunchu pojawić się na lodowisku. Plan był dobry i został zrealizowany. Niestety okazał się być kompletną klapą...

Na lodowisku, jak zwykle, przed naszym meczem ponad półtora godziny lód stał pusty. Więc tradycyjnie na rozgrzewce z Czechami próbowaliśmy coś tam sobie przygotować pod LSD. Niestety nic się nie układało. Ja zaliczyłem uślizg i musiałem się ratować podpórką, pod naszymi kamieniami było pełno kawałków drewna (z drewnianego narzędzia, którym przetaczają po torze wszystkie kamienie przed meczem), a dobrze zagrany draw Adeli, zamiast mierzenia odległości od środka, złapał coś i nie przekroczył hog-line... Myśleliśmy, że już gorzej być nie może...

niedziela, 27 kwietnia 2014

O meczu z Rumunią.

Tym razem padło na mnie, jeśli chodzi o sprawozdanie z meczu. Postaram się zatem o naszym spotkaniu z Rumunią napisać fachowo, tak jak by to zrobił Łukasz… i nie skupiać się na bzdurach.

Pewnie zastanawiacie się, jak mi się gra z takim koszmarnym typem jak Łukasz. Otóż gra mi się bardzo dobrze, Łukasz sprawia wrażenie, jakby zawsze wiedział co należy zagrać, czasem nawet udaje mu się zagrać to, co należy zagrać, ale nie oszukujmy się - w tej spółce to ja jestem od odwalania brudnej roboty.

Dumfries to paskudne małe miasteczko, które zawsze wydaje nam się bardzo piękne, kiedy wracamy przez jego ulice po wygranym meczu. Aby dojść na lodowisko, musimy przejść przez rzekę i mamy wtedy do wyboru: mniejszą Kładkę Zwycięzców oraz duży Most Looserów. Przed meczem z Australią, nieświadomi ciążących na przejściach uroków, wybraliśmy Most, ale teraz już pilnujemy, żeby chodzić Kładką.

Osobny akapit należy się mieszkańcom Dumfries, którzy są przesympatyczni i bardzo pomocni. Niepytani, widząc nasze skonfudowane bądź głodne oblicza, pomagają znaleźć drogę bądź jadłodajnię. Zanim załapaliśmy fakt, że w Dumfries autobusy przyjeżdżają 3 minuty przed czasem, udało nam się kilka przegapić, jednak nigdy nie spóźniliśmy się na mecz, bo przecież są sympatyczni mieszkańcy Dumfries, którzy sami z siebie potrafią zaoferować nam podwózkę.

Sympatyczni są też oczywiście wszyscy szkoccy curlerzy. W naszym dzisiejszym meczu zarówno statystyki jak i zegary robili nam Szkoci, których na pewno kojarzycie z Silesian Grand Prix. Przewijają się tu także moi liczni klubowi koledzy i koleżanki z którymi przez kilka lat spędzonych w Glasgow grałam w klubie Carmunnock and Rutherglen. Jest to w ogóle bardzo nobliwy i wiekowy klub, w którym grają, lub grały, liczne curlingowe osobowości: Bob Cowan, najlepszy dziennikarz curlingowy po tej stronie oceanu (obecnie na emeryturze), Leslie Ingram-Brown, znany sędzia (obecnie na emeryturze), Ken Horton, medalista olimpijski z 1977 roku (chyba jeszcze nie na emeryturze), Alan Mitchell (z reprezentacji Irlandii). Jedna moja klubowa koleżanka, Dawn Watson, nawet została ostatnio Walijką i gra tutaj w parze z Adrianem Meikle (jeśli mnie mój walijski nie myli, została nawet partnerką życiową Adriana).


A, bym zapomniała! Dzisiaj złożyłam w zeszyciku nastoletniej fanki swój pierwszy w życiu AUTOGRAF. Łukasz mówi, że on już w życiu złożył bardzo wiele autografów, bo był kiedyś słynnym barytonem. Lubię muzykę operową, ale nigdy o nim nie słyszałam. Teraz zaśpiewać nie chce, ale powiedział, że jak wygramy Mistrzostwa, to zaśpiewa.

Na zdjęciu słynny baryton z meczu ze Słowacją (©World Curling Federation):


Jeśli chodzi o granie w Carcassonne, to po pięciu grach z Łukaszem wciąż mamy absolutny remis.

A mecz z Rumunią wygraliśmy 7:3.



sobota, 26 kwietnia 2014

Ulubione 5-4 i coś dla fanów statystyk...

Poranne zwycięstwo ze Słowacją bardzo nas ucieszyło! Mieliśmy dobry początek po zastawionej pułapce. Mniej doświadczona drużyna Słowacji nie poczytała za dobrze, że nauczeni historią z pierwszych dwóch meczów rozjeździliśmy sobie tylko jedną stronę toru, ale za to troszkę porządniej i tam zagraliśmy LSD (nawet do domu...) Niestety byliśmy w sporym niedoczasie po 3 endach i musieliśmy grać szybko, przez co zrobiłem kilka karygodnych pomyłek (znowu nauczka!) - nie znowu takich dużych, ale fatalnych w skutkach (a można było bezpieczniej inaczej). Na szczęście w siódmym kluczowym endzie zagraliśmy ostatnie dwa kamienie koncertowo - najpierw promotion double take-out idealnie ja, a potem bardzo trudny szeroki draw za kamień stojący na kole znaczonym zwykle jako 4-foot Adela. I steal za 1. Potem tylko obrona dobrze postawionego kamienia w środku i udało się...

Garść moich spostrzeżeń dotyczących statystyk. Robią to naprawdę różni ludzie. I sądzę, że jednak nazwisko ma trochę znaczenie... Zobaczcie...


piątek, 25 kwietnia 2014

On the wrong side of the inch...

Nie daliśmy rady... Pozbawiono nas złudzeń już do przerwy. Przegrywaliśmy 1-7... Obie trójki dla Australii wpadły w identyczny sposób - wydawało się, że mamy enda pod kontrolą (w miarę), po czym ostatnie wybicie zahaczało o włos o strażnika... Zamiast przegrać za 1 czy maksimum 2, pierwszą i trzecią partię przegraliśmy za 3. Czy można było zagrać szerzej? Pewnie. Tylko przed tymi zagraniami nie było ku temu logicznych przesłanek...

Nauczeni tak srogimi lekcjami jednak zagraliśmy szerzej w czwartym endzie. I zamiast plus dwa (bardzo podobne zagranie do wczorajszego zwycięskiego kamienia Adeli), kamień nam nie dokręcił i dopchnął kamień australijczyków bliżej środka... -1... Potem jeszcze +1, -2, +3 i zabrakło nam czasu, by odrobić straty. Wielka szkoda, bo ta Australia nie taka straszna jak ją malują.

Edycja: zapomniałem napisać, że było fajnie w tym meczu widać ile znaczy w curlingu doświadczenie. Palangio czuł zmiany lodu znacznie lepiej niż pozostała trójka na torze. W kilku momentach tylko on dobierał właściwą siłę podczas gdy kamienie pozostałych graczy lądowały kilometry przed domem...

Jednak myślimy już o sobocie. Mamy wcześnie rano mecz ze Słowacją, która bardzo dobrze pokazała się w dzisiejszym meczu z Czechami. A potem późnym wieczorem mecz z Rumunią, która w drugiej połowie meczu z Japonią zdobyła mnóstwo punktów...

Holendrzy, których wczoraj pokonaliśmy, dziś uporali się z czterokrotnymi Mistrzami Świata w tej konkurencji - Szwajcarami, zwyciężając 8-5... A to tylko potwierdzenie, że tutaj niemal każdy może wygrać z niemal każdym.

Aczkolwiek Szwedzi, Kanadyjczycy, Rosjanie i Szkoci, wyglądają w pierwszych rundach rewelacyjnie i to wśród nich upatrywałbym medalistów. Komplet zwycięstw mają też Węgrzy, ale czy będą w stanie wytrzymać presję związaną z obroną tytułu wywalczonego w zeszłym roku w Kanadzie? Jutro ciężki dzień więc już nic więcej nie piszę. Trzymajcie kciuki...


czwartek, 24 kwietnia 2014

Bohater Dnia: Adela Walczak!

Za kilkanaście minut rozpoczyna się oficjalne otwarcie turnieju Mistrzostw Świata Dwójek Mikstowych, Mistrzostw Świata Seniorów i Mistrzostw Świata Seniorek. Wszyscy, którzy przybyli na ceremonię siedzą na trybunach bądź wokół lodowiska. Samych zawodników na otwarciu jest ponad trzystu. Na czterech sąsiednich torach pierwsze mecze turnieju (rozpoczęcie oficjalne odbywa się po pierwszej rundzie gier) zostały zakończone bez rozegrania 8. partii więc są całkowicie puste. Na torze A po pięknym podwójnym wybiciu Marianne Neeleman, Holendrzy mają swój kamień kilkadziesiąt centymetrów za tee-line i jest to kamień punktujący. Wynik 4:4. Do zagrania ostatni kamień Reprezentacji Polski. Na zegarze nieco ponad 30 sekund na ostatnie zagranie. Pytanie z jaką siłą chcesz zagrać? 2,8. Na zegarze zostało 12 sekund i polski kamień mija tee-line, co oznacza, że zostanie on uznany jako zagrany w czasie. Linia idealna. Siła perfekcyjna. Adela Walczak kontroluje tor poruszania się kamienia i trafia on holenderski kamień prosto w nos. Aplauz na trybunach. Radość zwycięzców - pierwsze zwycięstwo na Mistrzostwach Świata stało się faktem! Czy to nie są momenty, dla których gra się w curling?


Pierwszy mecz Mistrzostw Świata: Polska - Holandia 5:4!

Na kolejną porcję emocji zapraszamy jutro. O 12:15 czasu polskiego gramy z Australią. I tu znów łatwo nie będzie. Ian Palangio nie jest anonimowym curlerem... Dziewięciokrotnie zdobywał medale Mistrzostw Pacyfiku (Azja i Oceania), w większości jako skip. Grał trzykrotnie w turniejach Mistrzostw Świata Mężczyzn... Jego partnerka Laurie Weeden to też reprezentantka swojego kraju w tradycyjnym curlingu. Słowem dobra drużyna. Liczymy więc na kolejny dobry mecz. Trzymajcie kciuki.

PS. Bardzo dziękujemy za wszystkie gratulacje i wyrazy wsparcia! Jesteście niesamowici :)

Kamyczek Special: Nowa szczotka tajną bronią Szkotów na WMDCC 2014

Szkocja jeszcze nigdy w historii rozgrywek Dwójek Mixtowych nie zdobyła medalu, co zapewne nie napawa dumą szkockich curlerów. Nadszedł czas aby to zmienić - wszak czy może być ku temu lepsza okazja niż na własnym lodzie? Kluczem do sukcesu ma być rewolucyjny model szczotki opracowany specjalnie z myślą o konkurencji Dwójek Mixtowych.

- Z czystym sumieniem mogę nazwać ten projekt absolutnie przełomowym - powiedział nam Alistair McDonald z firmy Hardie Engineering, która opracowała nowy model szczotki na zlecenie Royal Caledonian Curling Club.

- Jest to szczotka teleskopowa, o maksymalnej długości trzonka odpowiadającej odległości pomiędzy tee-line'm a dalszym hoglinem. Pozwala ona osobie stojącej w domu szczotkować kamień już od samego początku, czyli od momentu kiedy kamień przekroczy hogline, bez ruszania się z domu, a więc nie tracąc możliwości obserwacji i oceny linii. Myślę, że każdy, kto miał okazję grać w Dwójkach, rozumie, jak ogromną przewagę daje nasza szczotka. Siła dwóch szczotek na całej trasie kamienia i możliwość oceny linii z domu w jednym? Po prostu przełomowe - zachwalał Alistair McDonald.

- Teleskopowy trzonek wykonaliśmy z kompozytu zawierającego nanorurki węglowe. Dzięki temu szczotka nie waży dużo więcej niż najcięższe modele dostępne obecnie na rynku, nawet mimo faktu, iż główka szczotki jest dodatkowo dociążona aby zapewnić odpowiedni docisk do lodu. Najbardziej jednak dumni jesteśmy z mechanizmu, który w płynny sposób składa trzonek z prędkością dostosowaną do prędkości kamienia. Waży on zaledwie 47 gramów. Nie będę zdradzał więcej szczegółów, bo jesteśmy na etapie patentowania naszego rozwiązania.

Możliwości wykorzystania szczotki nie ograniczają się jednak do curlingu. Na zdjęciu poniżej pan McDonald prezentuje inne możliwe zastosowanie wynalazku.


- Podczas sesji brainstorming'owej jeden z naszych inżynierów zauważył, że szczotka może znaleźć zastosowanie również poza sportem. Ruszyła lawina pomysłów - mycie wysokich okien, zamiatanie obejścia bez wychodzenia z domu - jest to po prostu jeden z tych niezwykłych produktów które zmieniają świat. 

środa, 23 kwietnia 2014

Galopada trwa, Holendrzy czekają...

Od czwartku trwała galopada załatwiań, ustaleń, sprawdzań i uzgodnień, zakończona wczorajszym udanym dotarciem do celu. Dziś jesteśmy już w pełni na turnieju rangi mistrzowskiej. Rano szybkie śniadanko i na halę. O 10.30 mieliśmy trening, po 12 minut na tor, a potem najbardziej rozbudowany team meeting, w którym miałem okazję brać udział...

Lód oczywiście jest specjalnie przygotowany do konkurencji dwójek mikstowych i kręci 4-5 stóp... To oznacza, że jeśli przyłożymy szczotkę na brzegu domu (przy linii bocznej) i zagramy draw na tą szczotkę, to kamień zatrzyma się w niewielkiej odległości od środkowej linii... Przyzwyczajenie się do tego nie jest proste... ale cóż, dokładnie tego się spodziewaliśmy.


Dumfries.


wtorek, 22 kwietnia 2014

Jedziemy pociągiem.

Jedziemy pociagiem z Glasgow do Dumfries i rozwiązujemy łamigłówki i quizy, aby zagonić mózgi do roboty i osiągnąć strategiczną przewagę nad przeciwnikami. Podróż przebiega bezproblemowo. Zaskakujące. 

Pozdrawiamy wszystkich ciepło z deszczowej Szkocji.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Proporczyki muszą być!

Przecież nie możemy jechać do Dumfries z pustymi rękami, prawda? Musimy mieć jakiś pamiątkowy drobiazg do wręczania drużynom, którym przyjdzie nam stawić czoła w Mistrzostwach.

Proporczyki?

Hm, Łódź miastem włókniarek... Niestety, nie widzę żadnej na horyzoncie.

Na szczęście mamy...


... inżyniera w drużynie!

Jadąc do warsztatu zauważyłam na budynku reklamę o treści "Niewidzialne Głośniki" Cóż, my będziemy mieć... niewidzialne proporczyki.



24 godziny do odlotu. Pełen spokój.

Skończyłam drukować napisy na strojach. Uniformy prezentują się następująco:


Wyszły prawie nieźle, nie sądzicie?

Pozostałe plany na dzisiejszy wieczór to: wykonać pamiątkowe gifty dla przeciwników, obejrzeć najświeższy odcinek Gry o Tron i zacząć się pakować. Tu pytanie dla reprezentacyjnych wyjadaczy: czy jest coś, co należy zabrać ze sobą na wyjazd na Mistrzostwa a o czym na pewno nie pomyślę/zapomnę?

A co Ty wiesz o konkurencji Dwójek Mikstowych? Szybki quiz dla curlingeeków...

Dwójki Mikstowe to relatywnie młoda konkurencja w curlingowej rodzinie. Rozgrywane w Dumfries od środy Mistrzostwa Świata będą siódmymi z kolei. W związku z tym, że nie wszyscy entuzjaści curlingu mieli okazję przyglądać się bliżej tej rywalizacji, zachęcam do zapoznania się z króciuchnymi przepisami. Zajmują nieco ponad 1 stronę w Regułach Gry w Curling Światowej Federacji Curlingu (sekcja R14 str. 19/20).

Dla wszystkich zupełnie zielonych w kwestii grania parami proste wprowadzenie w świat tej konkurencji ma Światowa Federacja Curlingu.



Jak z niczego zrobić Reprezentację Polski...?

Pewne umiejętności okazują się bardzo przydatne kiedy człowiek z dnia na dzień postanawia wpakować się w osobliwy wyjazd na Mistrzostwa Świata. Wiele lat temu moja przyjaciółka Małgosia nauczyła mnie użytecznej sztuki sitodruku, dzięki czemu dziś jestem w stanie wyprodukować cały zestaw odzieży reprezentacyjnej (zgodnej z wymogami WCF'u) o każdej porze dnia i nocy, wliczając w to niedziele i święta... Na swoje kolory reprezentacyjne wybraliśmy soczystą, patriotyczną czerwień oraz delikatną szarość (żeby nie zlewać się z lodem, który, jak przypuszczamy, w Dumfries będzie biały). Podsumowując stan naszych przygotowań: mamy już bilety na loty tam i z powrotem, stroje (za wyjątkiem jasnych kurtek) i wypełnioną papierkową robotę. Nie mamy jeszcze całkowicie dogadanego noclegu, ale na WMDCC będziemy, choćbyśmy mieli nocować w namiotach na trawniku pod halą...



niedziela, 20 kwietnia 2014

Startujemy!

Sytuacja wygląda tak. Mamy Wielkanocny wieczór. Jutro Lany Poniedziałek. A we wtorek wylot do Szkocji i od środy ruszają Mistrzostwa Świata Dwójek Mikstowych w Dumfries.
Wraz z Adelą Walczak jesteśmy gotowi do wyjazdu (nieomalże). Na dowód naszego perfekcyjnego przygotowania fotka z jednego z ostatnich dni ostatniego zgrupowania Kadry Narodowej przed Mistrzostwami Świata.