piątek, 25 kwietnia 2014

On the wrong side of the inch...

Nie daliśmy rady... Pozbawiono nas złudzeń już do przerwy. Przegrywaliśmy 1-7... Obie trójki dla Australii wpadły w identyczny sposób - wydawało się, że mamy enda pod kontrolą (w miarę), po czym ostatnie wybicie zahaczało o włos o strażnika... Zamiast przegrać za 1 czy maksimum 2, pierwszą i trzecią partię przegraliśmy za 3. Czy można było zagrać szerzej? Pewnie. Tylko przed tymi zagraniami nie było ku temu logicznych przesłanek...

Nauczeni tak srogimi lekcjami jednak zagraliśmy szerzej w czwartym endzie. I zamiast plus dwa (bardzo podobne zagranie do wczorajszego zwycięskiego kamienia Adeli), kamień nam nie dokręcił i dopchnął kamień australijczyków bliżej środka... -1... Potem jeszcze +1, -2, +3 i zabrakło nam czasu, by odrobić straty. Wielka szkoda, bo ta Australia nie taka straszna jak ją malują.

Edycja: zapomniałem napisać, że było fajnie w tym meczu widać ile znaczy w curlingu doświadczenie. Palangio czuł zmiany lodu znacznie lepiej niż pozostała trójka na torze. W kilku momentach tylko on dobierał właściwą siłę podczas gdy kamienie pozostałych graczy lądowały kilometry przed domem...

Jednak myślimy już o sobocie. Mamy wcześnie rano mecz ze Słowacją, która bardzo dobrze pokazała się w dzisiejszym meczu z Czechami. A potem późnym wieczorem mecz z Rumunią, która w drugiej połowie meczu z Japonią zdobyła mnóstwo punktów...

Holendrzy, których wczoraj pokonaliśmy, dziś uporali się z czterokrotnymi Mistrzami Świata w tej konkurencji - Szwajcarami, zwyciężając 8-5... A to tylko potwierdzenie, że tutaj niemal każdy może wygrać z niemal każdym.

Aczkolwiek Szwedzi, Kanadyjczycy, Rosjanie i Szkoci, wyglądają w pierwszych rundach rewelacyjnie i to wśród nich upatrywałbym medalistów. Komplet zwycięstw mają też Węgrzy, ale czy będą w stanie wytrzymać presję związaną z obroną tytułu wywalczonego w zeszłym roku w Kanadzie? Jutro ciężki dzień więc już nic więcej nie piszę. Trzymajcie kciuki...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz