Po wspaniałej sobocie, kiedy późnym wieczorem dotarliśmy do hotelu, po odniesieniu dwóch zwycięstw, w niedzielę chcieliśmy się wyspać, trochę odpocząć i spokojnie po wczesnym lunchu pojawić się na lodowisku. Plan był dobry i został zrealizowany. Niestety okazał się być kompletną klapą...
Na lodowisku, jak zwykle, przed naszym meczem ponad półtora godziny lód stał pusty. Więc tradycyjnie na rozgrzewce z Czechami próbowaliśmy coś tam sobie przygotować pod LSD. Niestety nic się nie układało. Ja zaliczyłem uślizg i musiałem się ratować podpórką, pod naszymi kamieniami było pełno kawałków drewna (z drewnianego narzędzia, którym przetaczają po torze wszystkie kamienie przed meczem), a dobrze zagrany draw Adeli, zamiast mierzenia odległości od środka, złapał coś i nie przekroczył hog-line... Myśleliśmy, że już gorzej być nie może...
Na naszej rozgrzewce było jakby kapkę wolniej niż w sobotę, jeśli chodzi o lód, ale zabawa zaczęła się, gdy parę minut rozgrzewali się Czesi. Zaczęli pokazywać jakieś dziwne linie (pamiętacie ile kręciły kamienie w pierwszych meczach - ok 4-4,5 stopy)...
LSD grali już na pokazując szczotką na brzeg domu (sic!). Potem szybko rozpoczął się pierwszy end i nijak nie mogliśmy się odnaleźć. Po prostu lód był kompletnie inny od tego z soboty. Kręcił nie 4 a 6-6,5 stóp! Do tego pożerał rotację i był znacznie wolniejszy... Zanim zdążyliśmy się jakoś do tego przystosować Czesi zagrali 5 kamieni perfekcyjnie i zdobyli 5 punktów w pierwszej partii... Po meczu okazało się, że grali rano z Australią i mieli już takie warunki na pierwszym meczu... Cały mecz z Australią przestawiali się na takie granie i na naszym meczu po prostu wiedzieli już wszystko... A my odsypialiśmy udaną sobotę...
Drugi end to była jeszcze walka o przetrwanie. Od trzeciego coś zaczęliśmy grać. I tak poza pierwszym endem wszystkie pozostałe kończyły się wynikiem za 1. Wygraliśmy z Czechami... drugą połowę meczu...
Szkoda, bo mam uczucie, że w równych warunkach moglibyśmy zagrać bardziej wyrównany mecz z naszymi południowymi sąsiadami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz